sobota, 1 września 2012

1. Wróg a przyjaciel, czyli nie ufaj nikomu (część pierwsza)


Wreszcie postanowiłam dodać rozdział pierwszy, który mam nadzieję, że się spodoba. Ostrzegam jedynie, że zarówno w tym rozdziale, jak i w cały opowiadaniu mogą, a raczej będą pojawiać się wulgaryzmy, by dodać ostrzejszego wyrazu fabule. Mam nadzieję, że to nie zniechęci czytelników, ale czekam na sugestie w tym temacie, które możecie dodać w komentarzach. W najbliższym czasie również postaram się ulepszyć bloga i dodać między innymi rubrykę SPAM i Stali czytelnicy. Życzę przyjemnej lektury i liczę na komenta z waszymi szczerymi opiniami. Z góry dziękuję.
_________________________________________

„Nie ufaj nikomu.” Ta zasada towarzyszyła Meg przez całe życie. Nie ufała nawet samej sobie. Jednak teraz wszystko miało się zmienić. Tylko czy, aby nie wprowadza tych zmian za szybko? Na przyjaźnie przyjdzie czas później, teraz chwila zapomnienia, chwila nieuwagi może ją zgubić. Czasem jednak, nawet ktoś taki jak Meg zapomina o zasadach i ujawnia w sobie człowieka. Przełomowym momentem w jej historii było spotkanie Natalie.
      Gdy Meg po raz pierwszy wchodziła do jej pokoju, spodziewała się wszystkiego. Afro, Panka, nawet wytatuowanego Gota. To, co zobaczyła przeszło jednak jej najśmielsze oczekiwania. W małym, zaskakująco małym, jak na tak duży dom pokoiku, na jednoosobowym łóżku siedziała dziewczynka. Zwykła dziewczynka. Dziesięciolatka. Była szczupła, bardzo szczupła i nie za wysoka. Miała włosy w odcieniu ciemnego brązu, sięgające do łopatek, teraz jednak starannie splecione w niezbyt ścisły warkocz. Ubrana w dżinsy i niebieski, luźny top siedziała bosa na łóżku, wpatrując się w okno.
      Gdy Meg weszła, mała rzuciła na nią okiem i znów wróciła do poprzedniej czynności. Meg poczuła się zmieszana. W życiu nie zajmowała się dziećmi, choć ojciec Natalie, po przeczytaniu jej fałszywego CV był przekonany o jej niezwykłym doświadczeniu. Do obowiązków Meg należała opieka nad dziewczynką, czuwanie nad jej nauką i organizowanie jej czasu tak, by nie narozrabiała. Może i nie trudne, ale na pewno nie da się tego zrobić porozumiewając się na migi. Pierwsze dni z Natalie tak właśnie wyglądały. Dziewczynka sprawiała wrażenie głuchoniemej. Ignorowała każde słowo Meg. Z kolei Meg ignorowała jej ignorancję i uparcie wygłaszała kolejne monologi o chemii, geografii, ułamkach, zabawach i rzeczach, jakie mogą robić po skończonej nauce. Mała nie reagowała. Czas mijał, a to nie działało na korzyść Meg. Dotarcie do Natalie i nawiązanie z nią jak najlepszego kontaktu było teraz priorytetem, jednak cierpliwość Meg powoli zaczynała się wyczerpywać.
 - „Nie dam się tej smarkuli. Wżyciu!”- myślała za każdym razem, kiedy kolejna próba dialogu zakończona zastała porażką. Przełom przyszedł dwa dni później, ale nim to nastąpiło Meg uświadomiła sobie coś bardzo ważnego: Jeśli chce zacząć nowe życie musi skończyć z przeszłością. Definitywnie! Bezlitośnie! Za pomocą śmierci.
      Co tak właściwie spowodowało podjęcie tej decyzji? Telefon. Zadzwonił do rezydencji. Meg wyszła właśnie z pokoju Natalie na korytarz. Nie wiedziała, czy wolno jej odbierać telefony, ale nigdy, w żadnej sprawie nie pytała nikogo o pozwolenie, poza tym w pobliżu nie było nikogo ze służby, więc podniosła słuchawkę i od razu tego pożałowała.
 - Dobrze cię słyszeć kochanie. – usłyszała głos mężczyzny, poznał ją już po zwykłym „Słucham”, ona też go rozpoznała i nie wiedziała, czy bardziej jest zła, czy zaskoczona.
 - Victor? Czego chcesz? – zapytała półszeptem.
 - Spytać, jak tam nasze sprawy? Masz coraz mniej czasu skarbie. – ironicznie mówił mężczyzna.
 - Nie martw się. Dam sobie radę.
 - Z pewnością. – głos roześmiał się w słuchawce. – Posłuchaj mnie uważnie. Nie spieprz tego! Rozumiesz? Bo jeszcze nie wiesz, co mogę ci zrobić. – głos mężczyzny stawał się coraz bardziej natarczywy. Słychać było jego złość, większą z każdym następnym słowem.
 - Nie powinieneś dzwonić. Ktoś może usłyszeć, a wtedy cały plan szlag weźmie. – powiedziała Meg.         
 - To raczej ty powinnaś być ostrożniejsza. Może razem z nazwiskiem warto byłoby podać panu Salvatierze ilość przerzuconych dragów, albo wiesz co, nie, lepiej było od razu powiedzieć mu ilu dupków sprzątnęłaś. Ty przecież bardzo lubisz porządek, sprzątanie pewnie też. Nie sądzisz? – mężczyzna opanował gniew i postawił na ironię.
 - Przecież nie podałam mu nazwiska. – broniła się Meg.
 - Ale niewiele brakowało. Od ilu lat do cholery to robisz? Od wczoraj?! – ironia przegrała z wściekłością i Meg musiała aż odsunąć słuchawkę od ucha.
 - Skąd w ogóle o tym wiesz? Sprawdzasz mnie? – spytała, mówiąc wciąż pół szeptem i rozglądając się dookoła, miała dziwne wrażenie, że ktoś jest w pobliżu.
 - Gówno ci do tego. – odpowiedział mężczyzna. – Mam swoje źródła. A tobie nigdy nie można było ufać. Jeden nie ostrożny ruch i do końca życia słoneczko będziesz oglądała w kratkę.
 - Wiem o tym. Ale nie będę sama, kochanie. Jeśli ja wpadnę, to pociągnę za sobą ciebie, twojego brata i parę jeszcze innych osób, i to na samo dno.
 - Nie odważysz się.
 - Zakład?
 - Nie chcę więcej wpadek! Rozumiesz zdziro?! – spytał Victor.
 - Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie …
 - Rozumiesz? – powtórzył pytanie.
 - Oczywiście skarbie. – odpowiedziała Meg, zmieniając ton, wiedziała, że teraz nie może już kręcić Victorem tak jak dawniej, i że lepiej go nie drażnić. – Żadnych błędów. Obiecuję. – po tych słowach rzuciła słuchawką i szybko weszła do swojego pokoju. Była wściekła.
 - Nienawidzę cię. Nienawidzę zasrańcu. – cedziła przez zęby. Spojrzała w lustro. Już wiedziała. Nie, sprawa Salvatierry nie będzie ostatnia. Ostatnia będzie śmierć Victora, która dopadnie go z jej ręki, gdy najmniej będzie się tego spodziewał. Nie daruje mu tego. Nie! Victor Rodriguez musi umrzeć, by ona wreszcie mogła zyskać spokój i zacząć żyć.
 - Znajdę go choćby na końcu świata, i nie powstrzyma mnie nawet armia jego ochroniarzy. – mówiła stanowczym tonem, patrząc sobie w oczy. – Dorwę go. Wypatroszę wszystkie wnętrzności, zaczynając od jego malutkiego wacusia. – odwróciła się tyłem do lustra i mówiła dalej. – Twoje dni są policzone kochanie. Nawet nie wiesz jak dokładnie.    

______________________________
No i to by było na razie na tyle. O przełomie między Meg a Natalie napiszę w następnym rozdziale. Jednak dla weny grafik nie istnieje, więc nie wiem kiedy dodam następną notkę. Zapraszam także na drugiego bloga. Tym razem jest to historia fantasty.
http://ostatnia-przepowiednia.blogspot.com/  Pozdrawiam. Xd